Dzień 4 i 5 Wyjście na Gubałówkę i przejście przez Wąwóz Kraków

Dzień Dobry!

Co tam u Was dobrego? Jak znosicie jesienną aurę, która nam towarzyszy? Ja tak sobie. Mimo urlopu, który już za mną, nie czuje się specjalnie wypoczęta. Tęsknota za górami daje mi w kość..
Ciężko jest mi się zebrać do czegokolwiek.  Ale właśnie w takich chwilach, na pomoc przychodzą mi zdjęcia i nagrania z ostatniej podróży. To moje lekarstwo na rzeczywistość. Wspomnienia wędrówek..
W dzisiejszym poście, chciałam opowiedzieć Wam,  jaki minęły moje ostatnie dni w Tatrach.
Przez to, że pogoda troszkę się zepsuła, wyjście w wyższe partie gór odpadało. Mimo szczerych chęci.


Dzień 4
Wyjście na Gubałówkę


A co! Jak szaleć, to szaleć! Na Gubałówkę miałam przyjemność wchodzić już wiele razy, więc tym razem postawiłam na wjazd i zjazd kolejką. Na szczycie, jak to w sezonie - roiło się od najróżniejszych stoisk z pamiątkami, z przekąskami itp. Tłumów również nie brakowało.
Miałam szczerą nadzieję (w pochmurny i deszczowy dzień), że ze szczytu będzie mi dane podziwiać piękną panoramę, która rozciąga się na wprost Gubałówki. Niestety.. Nic z tego! Zajęłam się więc oglądaniem pamiątek i spacerem z Mateuszem. Po drodze, nie omieszkaliśmy kupić sobie czegoś na ząb. Wybrałam jeden z moich ulubionych przysmaków, który jest  serwowany w okolicach Krupówek i Gubałówki. To kołacz, czyli nic innego, jak gorące ciasto drożdżowe, zwinięte w tubę, z różnymi dodatkami. Polecam! :D
Spacerowaliśmy sobie chyba tak ze 2 godziny. Czasami chmury odsłaniały pobliskie szczyty, a my nie mogliśmy się napatrzeć na ich piękno, którym zachwycają nas za każdym razem. Po jakimś czasie postanowiliśmy, że usiądziemy gdzieś i zagramy sobie w karty. Było tak miło, że zleciało nam prawie całe popołudnie.Czyli znowu na leniuchowaniu i jedzeniu dobrych rzeczy. Po zjeździe, wybraliśmy się na późny obiad,  do jednej z naszych ulubionych restauracji. Tam też trochę sobie posiedzieliśmy i zastał nas wieczór.
Było nam trochę szkoda tego dnia, bo w planach były Czerwone Wierchy, a pogoda spłatała nam figla..
Ale i tak najważniejsze było miejsce, w którym teraz jesteśmy - w naszych wspaniałych Tatrach. 
Nic innego się nie liczyło.






Dzień 5
Przejście przez Wąwóz Kraków

Nasz dzień rozpoczął się od zerwania się z łóżka i wyjrzenia przez okno, z nadzieją że od wczoraj pogoda się poprawiła. Niestety była gorsza niż poprzedniego dnia. 
Bez przerwy padało.. Co robić? Siedzieć w kwaterze? Odpada!!! 
Pomyśleliśmy, że warto by było przejść się nad Smerczyński Staw w Dolinie Kościeliskiej. To piękne miejsce z pewnością zasługuje na uwagę. Jak to my potrafimy, wpadliśmy z pośpiechem do sklepu, na szybkie zakupy i ruszyliśmy w stronę dworca, aby złapać jakiegoś busika.  Sprawnie dojechaliśmy w miejsce, które nas interesowało i wyruszyliśmy na szlak. Przez większość drogi, robiliśmy dłuższe postoje na zdjęcia. Mgła w połączeniu z górami potrafi dać niesamowity i tajemniczy efekt..
Po dyskusji, jaka wywiązała się podczas wędrówki, zdecydowaliśmy się, że tym razem wybierzmy się do Wąwozu Kraków. Już od dobrych kilku wyjazdów, kiedy bywaliśmy w Dolinie Kościeliskiej, suszyłam Matuszowi głowę, o to miejsce. Gdy pierwszy raz zobaczyłam tabliczkę, od razu mnie zaciekawiła.Obejrzałam w internecie kilka zdjęć i byłam zachwycona. Wiedziałam, że przy najbliższej okazji muszę się tam wybrać!
A mój luby, widocznie uważnie mnie słuchał i może stąd ta zmiana planów. 
Gdy stawiałam pierwsze kroki, w tym pięknym i malowniczym miejscu byłam wręcz oczarowana..
Wielkie głazy piętrzyły się nad moją głową, a pod nogami było ich jeszcze więcej. W tamtej chwili  po prostu stałam i z największą starannością chciałam  zapamiętać najdrobniejszy szczegół Wąwozu. Mimo ulewy, nie spieszno było mi stąd odchodzić. Spędziliśmy tam kilka chwil i ruszyliśmy w drogę powrotną, bo ni stąd, ni zowąd zrobiło się późno.
Byłam już wielu wyjątkowych lokalizacjach, ale ta pozostanie zdecydowanie jednym z moich ulubionych,
To był ostatni dzień na szlaku.
Nazajutrz wracamy do Warszawy..



























Komentarze

Popularne posty